Nie, nie, nie i wciąż tylko nie. Do napisania tego wpisu skłonił mnie ostatni pobyt na placu zabaw. „Nie dotykaj tego, bo się ubrudzisz”. „Nie biegnij, uważaj”, „nie zdejmuj czapki”, „Nie wchodź tak wysoko bo spadniesz”, „nie tak szybko, tu nie możesz”. I tak przez godzinę nie, nie i nie. Nie, bo nie. Czy nie można z dzieckiem rozmawiać inaczej, inaczej ubrać w słowa nasz sprzeciw? To my rodzice mamy wyznaczać dziecku granice, ale czy nie przesadzamy z tymi zakazami i nie nadużywamy słowa „NIE”? Dziecko musi wiedzieć czemu nie! „Nie bo nie” nas dorosłych też nie satysfakcjonuje.
„Dziecko chce być dobre. Jeśli nie umie – naucz, jeśli nie wie – wytłumacz, jeśli nie może – pomóż.” Janusz Korczak
Odmawiaj ale rób to inaczej!
Dla dziecka Twoja odmowa będzie inaczej brzmiała, jak np. na jego pytanie o wyjście na plac zabaw odpowiesz „Jaśku może potem pójdziemy na plac, zobacz, teraz zaczyna padać. A nie, nie pójdziemy i basta! Lub odpowiedz ok, chodź, ale pamiętaj zmokniesz i będzie Ci zimno. Choć my ostatnio pozwoliliśmy sobie pobiegać w deszczu, radość była niesamowita, nikt nie ucierpiał, było dużo suszenia, ale mina przemoczonego Jaśka bezcenna. Wiem z zazwyczaj takie odpowiedzi padają odruchowo, u mnie też tak było do czasu, aż feralnego dnia na placu zabaw to sobie uświadomiłam. I warto było, mam nadzieję, już nie popełniać zbyt często tego błędu.
Każdy z nas boi się o bezpieczeństwo swojego dziecka, no może prawie każdy i zazwyczaj chcemy ustrzec nasze pociechy przed upadkiem lub innym niebezpieczeństwem. Jednak czy zabraniając im dosłownie wszystkiego, nie wychowamy ich na przysłowiowe pierdoły, ciamajdy, ludzi niemających własnego zdania? Ludzi bojących się podejowania wyzwań i własnych decyzji. Lękliwych, płochliwych i poddających się bez walki.
Nie, nie, nie, czy jako rodzice nie nadużywamy tych słów na co dzień?
Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, ile razy moje dzieci w ciągu dnia usłyszały ode mnie słowo nie i wiecie co nie ma czym się chwalić. Sama od jakiegoś czasu pracuję nad tym i bardzo się pilnuję. Nie jest to łatwe, ale z czasem można to w sobie wypracować. Nawet jeżeli odpowiedź ma być odmowna staram się ja tak ubrać w słowa by wyglądałą inaczej. Oczywiście, że nadal odmawiam wtedy kiedy jest to konieczne, jednak staram się by słowo NIE pojawiało się w moich ustach sporadycznie. Wiem, że przynosi to swoje pierwsze pozytywne aspekty naszych relacji i ma swoje plusy.
Słowo NIE to słowo, którego my rodzice nadużywamy w stosunku do naszych dzieci i nie tylko dzieci. Nie i koniec, bo tak najszybciej i najprościej, bez zbędnego tłumaczenia i przekonywania. Przypomnijmy sobie tylko własne lata beztroski i dzieciństwa. To jak sami łaziliśmy po drzewach, nie raz z niego spadając. To jak często wracając sami zbłądziliśmy w drodze ze szkoły a rodzice odchodzili od zmysłów. Pamiętam, że mi w dzieciństwie, to takich zakazów być może mi brakowało, a nadal żyje i mam się dobrze. Najważniejsze to rozmawiać z dziecka o życiu, o bezpieczeństwie o tym, co złego może się wydarzyć i przygotować go na różne sytuacje czy to w przedszkolu, szkole lub na placu zabaw. Ale nie ciągle zabraniać dziecku być dzieckiem, poznawać świat po swojemu, odkrywać go po mału, nawet gdyby miało się przewrócić, nie broniąc wszystkiego.
Jakiś czs temu trafiłam w Internecie na tekst Rafała Drzewieckiego o dzieciach – pierdołach. Autor pisał w nim tak: ”Żyją w tyranii optymizmu, przekonane, że mogą wszystko, że mają równe szanse, że wystarczy chcieć, by mieć. A nie potrafią poradzić sobie nawet z komarem, a co dopiero z krytyką czy wzięciem odpowiedzialności za innych.” I w tym jednym zdaniu właściwie zawarł wszystko to, co dzieje się z dzieśmi w dzisiejszych czasach. Ale czy to nie my mamy na to wpływ poprzez swoje zakazy i słyszane dookoła słowo „NIE”.
Pomyśl o tym, by na chwilę się zatrzymać
Bez względu na wszystko postaraj się zrozumieć własne dziecko, jego pragnienia i potrzeby. Dzieciństwo to idealny czas, by docenić to, co mamy, cieszyć się chwilą. Dzieciństwo to czas, w życiu naszego dziecka, gdy potrzebuje ono, by je wysłuchać i po prostu być. By być obok niego, gdy będzie miało upaść, ale nie zabraniać mu piąć się w górę.
Czy NIE TAK, komunikujemy się ze swoimi dziećmi?
Mam wrażenie, że często to my rodzice jesteśmy blokadami w rozwoju naszych dzieci, bronimy im tego czego nam nikt nie bronił, nie słuchamy tego co mają do powiedzenia. Wiem, że czasy się zmieniły, jest więcej zagrożeń czyhających na malucha, ale warto wypracować w sobie to by nie nadużywać słowa nie. A życie toczy się dalej, my co roku będziemy starsi i być może bardziej odporni na wybryki naszych dzieci. Pamiętajmy, że mamy jednak przewagę w postaci telefonów komórkowych i możliwości usłyszenie dziecka w dowolnej chwili, nie tak jak kiedyś często rozmowa z rodzicem miała miejsce rano i potem dopiero wieczorem jak wrócił pracy.
„Dziecko chce być dobre. Jeśli nie umie – naucz, jeśli nie wie – wytłumacz, jeśli nie może – pomóż.” Janusz Korczak
Warto odnaleźć w sobie odrobinę luzu na to by pozwolić swojemu dziecku doświadczać na własnej skórze podejmowanych przez niego decyzji. Chociażby miało to być zdarte kolano, lub słuczony łokieć. Pozwólmy im być dziećmi, taplać się w błocie, szaleć na placach zabaw bez obawy, że się spoci. Niestety chyba za bardzo ograniczamy własne dzieci, poprzez ciągłe zabranianie im odkrywać świat po swojemu i poprzez ciągłe nie, nie, nie.
A Ty jak często mówisz do swojego dziecka, „nie” „nie tak, „nie wchodź tam, za wysoko”, „nie wolno” „nie, nie, nie” ?
Dobrze napisane, ja również próbuje zwracać większą uwagę na to kiedy i dlaczego chce dziecku powiedzieć nie.
Nie jest to łatwe, ale staje się bardziej świadowme
Ja to zawsze wpadam ze skrajności w skrajność, więc postanowiłam zrobić eksperyment i mówić dziecku tylko „tak”, ale skończył się on jeszcze zanim się na dobre zaczął 😉
Ogolnie słowo nie jest bardzo negatywne. Warto zawsze tłumaczyć dlaczego czegoś nie wolno robić. Ja wspominam moją mamę i pamiętam jak zawsze tłumaczyła dlaczego coś jest dla mnie niedobre 🙂
Jezeli my naduzywamy slowa Nie dziecko odplaca tym samym 🙂 Pozdrawiam 🙂
Też używam samego NIE, ale najczęściej właśnie staram się tłumaczyć dlaczego NIE. Żeby wiedział, żeby zrozumiał lub żeby nie dopytywał ponownie. 😉
Ja również próbuje ograniczyć słowo „nie” choć jest to bardzo trudne zwłaszcza jak się ma 4 latka który na każde moje tłumaczenie ma swoje ale….
Córka, zanim zaczęła chodzić, na czworakach podpełzała do drabinek i wchodziła na samą górę. Nie zabraniałam, asekurowałam – mina innych matek bezcenna 😀
Rzadko słyszała – nie. Jako 4,5-latka chodziła do sklepiku obok placyku i kupowała sobie np. wodę. W wieku 6 lat, gdy wyprowadziliśmy się z miasta, jeździła na rowerze – 600 metrów przez pola do sklepu na lody.
Przerażają mnie dzieci w okolicy nastraszone wszystkim przez rodziców. W wieku 9 lat nie chciały z córką do sklepu przez te pola, bo może ktoś je napadnie, z lasu wyjdzie dzik, pogryzie pies lub kot podrapie. To paranoja!
Bardzo dobry tekst, skłaniający do refleksji..w której okazuje się, że zdecydowanie za często mówię „nie”.
Też się przyłapałam na częstym nie ciągle powtarzanym synkowi. Szybko zauważyłam też, że kiedy mówię samo „nie wolno” „nie rób tego” on nie słucha. Ale prawie za każdym razem, kiedy poświęcę chwilę więcej Maćkowi i wytłumaczę mu, dlaczego ma czegoś nie robić, dlaczego oczekuję, żeby zachowywał się inaczej, albo po prostu powiem zamiast „nie rób tak” „może zrobisz to tak” on zachowuje się zgodnie z moimi oczekiwaniami. Owszem, wymaga to dużo cierpliwości, ale nie wiele więcej czasu, a skutki – rewelacyjne.
Staram się ograniczać ale niekiedy nie da się 🙂
Też się na tym łapię, że niestety często wypowiadam „nie”
Cytat Korczaka najlepiej oddaje charakter zadania jakie spoczywa na nas jako rodzicach. Każdy rodzic powinien dostawać ją wydrukowaną w szpitalu jako instrukcje obsługi dziecka 😉
Znam to doskale. Ostatnio w sklepie jakies dziecko zaczęło płakać, to matka zaczela sie drzec, ze wiecej z nia nigdzie nie pojedzie. Ja w takich sytuacjach stosuje truizmy. Czyli staram sie wpłynąć na dziecko, tak, zeby wyszlo, ze to ono ma racje. Np. Zgodzisz sie ze mna, ze skoro pada, to zmokniemy?
Zgodzisz sie, ze jak zmokniemy, to bedzie nam zimno i bedziemy musieli wracac? Zgodzisz sie, ze zabawa w domu jest lepszym pomyslem?
Oj już Cie uwielbiam
jeee:)
Zdecydowanie za dużo tego „nie” w naszych wypowiedziach skierowanych do dzieci, ale wiem po sobie że choć się staram, to czasem się nie da. Pewny wiek – w okolicach 3 lat – generuje takie pomysły u dziecka że naprawdę ciężko chwilami nie zawołać „nieeeee!” 🙂
Wiem, u nas czasem np przy zjazdach na rowerze i zbliżania się do krawędzi chodnika, ale mówię ostatnio Łopata stop i działa, to powiedzenia Jaśka nie wiem skąd je wziął ale działa.
Oj tak, zdecydowanie masz rację, Sama się czasem łapię na tym, a przecież da się inaczej. Przede wszystkim trzeba tłumaczyć dziecku dlaczego nie.
Zapraszamy do nas http://www.sylwiaidzieci.pl/
Bardzo spodobał mi się ten cytat: „Bez względu na wszystko postaraj się zrozumieć własne dziecko, jego pragnienia i potrzeby. Dzieciństwo to idealny czas, by docenić to, co mamy, cieszyć się chwilą. Dzieciństwo to czas, w życiu naszego dziecka, gdy potrzebuje ono, by je wysłuchać i po prostu być. By być obok niego, gdy będzie miało upaść, ale nie zabraniać mu piąć się w górę.” 🙂
Utożsamiam się z Twoimi słowami- tak niewiele trzeba, żeby wprowadzić wysoką jakość do naszej relacji i komunikacji z dzieckiem.. 🙂
Dzięki piekne za ten komentarz
Staram się nie mówić nie i koniec.
Dziecku przede wszystkim należy wytłumaczyć dlaczego nie można czegoś zrobić. Samo „nie” nic nie zdziała i następnym razem dziecko zechce zrobić to samo. Ja znowu czasami mam ochotę powiedzieć tak tam, gdzie wiem, że powinno być nie 😉
Jak tu inaczej odmawiać nie mówiąc „NIE”? To takie odruchowe słowo, że nim człowiek się zastanowi samo z ust wychodzi 🙁
O, bardzo mądry artykuł! Akurat jesteśmy na tym etapie- zauważyłam, że im więcej słowa „nie” wypowiadałam, tym większy był bunt. Odkąd tłumaczymy, nie zabraniamy wielu rzeczy, tylko jesteśmy w pobliżu na wszelki wypadek, Synek nie denerwuje się, próbuje nowych rzeczy i często już sam zaczynając robić coś „złego” ogląda się na nas z figlem w oczach i czeka na naszą reakcję;)
Zgadzam się z artykułem jak najbardziej! Negowanie wszystkiego bez odpowiedniego wytłumaczenia uczy dzieci, że są własnością rodzica i mają go zadowalać. Takie podejście nie uczy elastyczności, konsekwencji czynów i na dodatek podcina maluchom skrzydła! Warto jest po prostu przystopować i dać dziecku kredyt zaufania – jak zrobi coś „nie tak”, to przecież się nauczy czegoś na przyszłość 🙂
Chyba nic mnie tak nie denerwowało za dzieciaka, jak słynne „nie, bo nie” mojego taty!
Niestety to fakt, że idziemy na skróty mówiąc „Nie, bo nie!”, a jak dziecko tak powie to drążymy temat jak kropla skałę.
Ja też próbuję walczyć z „NIE”. Mam jeszcze jedno takie słowo, którego nadużywam a nie lubię „MUSZĘ”.
Chłopcy, muszę teraz sprzątnąć ze stołu.
Mama musi najpierw zrobić coś.
Wrrrr, to MUSI okropnie brzmieć dla dziecka i mam wrażenie, że zostawia nieprzyjemne odczucia w percepcji dziecka 🙁
Trudno mi się odnieść do tego tekstu, bo nie mam dzieci. Ale, ale… mam 5 letniego chrześniaka, z którym mam dobry kontakt bo czasami całymi dniami się nim opiekuję. I tak spróbowałam odnieść sobie ten tekst do siebie w dniu, kiedy mam tego szkraba na cały dzień.
Nie wiem niestety czy warto to porównywać, bo jednak inaczej kiedy jesteś matką, a tylko ciocią i inaczej kiedy nie masz dzieciaka na co dzień, a tylko co jaki czas, ale ja zdecydowanie jestem osobą otwartą na różne propozycje. U mnie nie ma raczej klasycznej odpowiedzi „po prostu nie”. Albo tłumaczymy, albo rozmawiamy, albo ustalamy kompromis. Czasem jest „teraz nie, bo…(tłumacze dlaczego), ale potem mogę się zgodzić i tu omawiamy na jak długi czas np).
Bardzo nie chcę, żeby Adaś kojarzył nasze spotkania z tym, że wszystko jest na nie. Więc nawet jeżeli na coś się nie zgadzam tłumaczę dlaczego. 🙂
Strasznie nie lubię tekstu nie,bo nie…ja osobiście mam bardzo wyluzowany tryb bycia mamą i dlatego stram się dawac spróbować swoich pomysłów:)
Bardzo wartościowy wpis. Sama rzadko mówię „nie”, ale jeśli już powiem, to zwykle uzasadniam, (z szacunku do innych), dlaczego odmawiam. Nawet jeśli zapomnę, to pierwszym pytaniem bliskich jest „a dlaczego?”???
Faktycznie na co dzień można nie zwracać uwagi na to, a to przecież strasznie irytujące …
Przypomnialas mi taka sytuacje, mowie mojej kilkulatce: Nie chodz po kaluzach. A ona wskakuje do mokrej kaluzy, krzywi sie bo ma nieprzyjemnie mokre spodnie i zwraca sie do mnie z wyrzutem: mamo, dlaczego mnie nie uprzedzilas. No, bo tak, ja tylko powiedzialam NIE. Mea culpa. Pozdrawiam serdecznie Beata
Oj kochana u mnie ostatnio było szaleństwo w deszczu, ale teraz Jasiek już wie jak to jest być przemoczonym na maksa.
Wprawdzie się pilnuję, ale czasami też zdarza mi się tego słowa nadużywać. Oczywiście staram się poprzeć je jakimiś argumentami, które trafią do mojego Juniora – choć nie zawsze się to udaje 😉 Generalnie chyba najlepiej jest zamienić słowo „nie” na „tak, ale…” (czyli na przykład : „Mamo, czy pójdziemy na dwór?” „Tak – ale dopiero wtedy, kiedy przestanie padać”) Niby takie oczywiste i banalne – a czasami tak trudno w praktyce te wszystkie zasady stosować…
Twój tekst skłonił mnie do zastanowienia się, jak często mówię dzieciom NIE i czy zawsze jest to takie niezbędne. Dziękuję Ci!
Taka drobna rzecz, a jak wielki ma wplyw na nasze dzieci.:) Swietny tekst, zmusza do zastanowienia nad własnym postepowaniem. Osobiście jestem uczulona na Nie,bo nie, poniewaz sama taki tekst słyszałam od taty i nigdy nie potrafilam zrozumieć argumentowanych w ten sposób decyzji.
Niestety często się łapie na tym że mówie do dzieci Nie !!! Ruszaj, rób, bałagań itd. Staram się spokojnie i z milością komunikować, czasem z pośpiechu wychodzi inaczej…..
Oj wiele osób spotykam dookoła, gdzie mamusie do dzieci mówią: „nie rób tego” „nie wolno ci” „nie dotykaj” itd itd … stojąc z boku tak bardzo razi słowo „nie” i tak naprawdę nie wsłuchuję się co mówi dalej, bo w pamięci zapada tylko to jedno słowo :/ Jak tym samym ma się czuć dziecko słysząc ciągle „nie, nie, nie”
Z tym nie to niezwykle trudna wbrew pozorom sztuka, ale staram się pracować nad tym codziennie. Z różnym skutkiem.
Gosiu otworzyłaś mi oczy tym tekstem! Sprawdzę, jak u mnie to działa.
Jako mama dwóch chłopców próbujących roznieść wszystko, co znajdzie się w zasięgu ręki często mówię NIE. ale najczęściej tłumaczę, dlaczego nie, bo w ogóle jestem z tych matek, co ciągle gadają, tłumaczą i buzia im się nie zamyka. Czasami jednak chłopaki mają dość moich tłumaczeń, mają dość słuchania się w ogóle i nic nie dociera. Wtedy i ja tracę cierpliwość i mówię nie, bo nie.
Bardziej mnie martwi, że jako społeczeństwo wychowujemy dzieci, które w przyszłości mogą być mało samodzielne. Myślę, że to problem na osobny wpis…
osobiście staram się używać NIE tylko, gdy jest taka potrzeba. Chociaż i tak lepiej czasem działa: stój, puść, trzymaj i inne – w zależności od sytuacji. Wtedy jest informacja co ma robić ZAMIAST tego, co robi. Pozwalam Młodemu (18 miesięcy) wchodzić tam, gdzie jest w stanie sam wejść. tylko asekuruję jego pomysły 😉 Ostatnio wszedł na najwyższą zjeżdżalnię na placu i… dał radę 🙂 miny widzów – bezcenne. (one nie pozwoliły, mimo nieco starszych dzieci).
Jakże często łapałam się na tym mówieniu „nie”, najpierw tłumaczyłam, a później wciągałam dzieci, aby same zastanawiały się, czemu to niej jest dobry pomysł, jak można coś zrobić inaczej. Od razu wszyscy czuliśmy się lepiej. 🙂
Tak, jak już pisałam, świetny, otwierający oczy tekst!
Na słownictwo używane w kierunku dzieci uwagę zwraca Jacek Walkiewicz w swoim wykładzie na TEDzie, bardzo mądre słowa, polecam zajrzeć. 🙂
Czy dzieci można uchronić? Raczej tylko ostrzec, ale polityka zakazowa może bardzo ograniczyć rozwój i ciekawość świata.
A dla mnie recepta jest jedna.. z dzieckiem się rozmawia! Tłumaczy, wyjaśnia. Jak wszystko jest jasne, to nawet słowo „nie” nie jest takie straszne .